8.02.2012

Tryumfuj nad złem!

Obróć zło w dobro. Czyń każdą z możliwych sytuacji pozytywną i myśl pozytywnie. Nie daj się ponieść złu, które jest w tobie - weź to wszystko w swoje ręce i bądź dobry!

To nie jest proste. To nie jest w jakikolwiek sposób zgodne z ludzkim rozumieniem i chęcią postępowania. To nie jest pragnienie, które naturalnie pojawiałoby się w codziennej sytuacji nie tyle grzeszności - co zawistności człowieka względem drugiego człowieka. Łatwiej jest nam skrytykować kogoś niż przyjąć czyjąś krytykę związaną z nami. Analogicznie, niczym trudnym jest dla nas wyrządzanie komuś krzywdy natomiast już przyjmowanie pozycji ofiary nie przyrównujemy do naturalności, prostoty, ogólnie rozumianej łatwości. Jest to po części zgodne z naszą naturą, ale czy kwestia wiary nie powinna nakreślać nam innej ścieżki związanej z tym, co sobą prezentujemy i tym, jak mamy się zachowywać względem bliźniego?
"Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj." [Rz 12, 27]
Miłowanie drugiego człowieka nie jest błahe. Nie jest postawą trywialną a już na pewno nie przychodzi z błogą łatwością. Kochanie człowieka zwłaszcza przez jego złe nawyki i złą naturę często graniczy z realizmem. I właśnie dlatego Chrystus mówi do nas te konkretne słowa. W naszej naturze - naturze człowieka żyjącego Bogiem - ma pojawić się logika miłości i spontaniczność zmieniania zła w dobro. I ja tutaj piszę to z całą świadomością. Bóg wymaga heroizmu a nie postawy - zrobię to co trzeba; jak najmniej; aby się nie narażać inaczej myślącym; nie wychylać się z szarego, a może raczej ciemnego i głuchego tłumu gapiów;

Chrystus to światło jasno bijące na drodze życia, ale także na drodze etyki życia. Chrystus to nasz wzór - my również mamy świecić (w domu, szkole, pracy, na ulicy) chęcią pomocy, szerzenia miłości i czynienia dobra, urzeczywistnianiem go na każdej płaszczyźnie życia. A to nie jest lekkie, szczególnie gdy życie nam się wali, kiedy w naszych domach rozlewa się - szeroko pojęte - zło. Wówczas trudno pamiętać o "misji", jaką głosi Jezus. Trudno patrzeć na nią w racjonalny sposób. Bo jak tu obrócić kłótnię w coś dobrego, złe relacje z członkami z rodziną w coś o innym zabarwieniu?

Uważam, że to jedynie od nas zależy odcień każdej sytuacji. Żadna sytuacja nie jest ani zła ani dobra, to jak ja o niej myślę i jak ja ją przedstawiam czyni ją taką. Dlatego właśnie w takich momentach warto się zastanowić:
  1. Czy ta sytuacja nie ma wyjścia?
  2. Czy może jest taka, bo nie potrafię wyjść ze swoich "jedynych, oczywistych, zdrowych zasad" i po ludzku popatrzeć na tą sprawę z perspektywy tej drugiej osoby, spojrzeć na to wszystko "z boku"?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz