7.02.2012

Bóg za bliski? Słów kilka o Boskiej transmisji danych

Jak ziemia długa i szeroka tak i rodzaj ludzki rozszczepiony na każdym jej krańcu. A przez to, że jest nas tak wiele i każdy z nas jest w stanie odczuwać pewne emocje, rozumować to co zrozumiałe oraz dążyć do różnorakich celów to logiczne, że wszyscy szukamy sensu tego, co - po ludzku - zupełnie niezrozumiałe i praktycznie niedorzeczne.

I dlatego powstały systemy filozoficzne, przynajmniej ja - po licealnemu - tak na to patrzę. Bo to są różnorako definiowane i wprowadzane w życie pewne obrazy (chcąc nie chcąc) istoty wyższej, której temat zawsze gdzieś się przewija, przewijał i będzie przewijać. Dlaczego zostały one wykreowane? Bo to jest naturalne - nie tylko z tego punktu widzenia, że ta istota wyższa działa i efekty jej działań odzwierciedlają dążenie - zarówno mędrców jak i prostych ludzi - do jej poznania, ale przede wszystkim ze względu na fakt istnienia tematów, które są dla nas wyjątkowo trudne - sens przemijania, życia i śmierci, miłości czy najzwyklejszego wypadku podczas drogi po bułki do spożywczaka - i te tematy nigdy nie staną się dla nas jasne, jeśli ich nie będziemy postrzegać w konkretny sposób.

Przy czym proszę mieć na uwadze to, że nie piszę tutaj wypracowania na temat: "Dlaczego wierzę?" a jedynie pragnę przedstawić pewien aspekt (jeden z wielu, na pewno nie najważniejszy), dla którego wiara w Boga, konkretnie ukazanego przez wierzenia chrześcijańskie, jest dla mnie oczywista i realna.

Teraz bardzo szybko przejdę do tematu bliskości Boga (w rozumieniu chrześcijańskim) poprzez Jego nietypową transmisję danych, czyli proroków oraz ludzi natchnionych przez Niego. Nie będę tu pisał o behawioralnej istocie Boga a jedynie o Jego autentycznej komunikacji z ułomnymi "człowiekami".
"Nie ma takiego Boga jak Ty ani w górze na niebie, ani w dole na ziemi, tak zachowującego przymierze i łaskę względem Twoich sług, którzy czczą Cię z całego serca." [1 Krl 8,22-23.27-30]
Bóg w Swej nieosiągalnej perfekcyjności wypracował wiele metod pracy i nawiązywania kontaktów ze swym ludem. I to nie jest jakieś miałkie stwierdzenie mówiące o składzie procentowym masła w maśle. Stwórca nigdy nie pozostawał obojętny wobec Swego Stworzenia. I tutaj mamy wiele przykładów, kiedy to On pomagał narodowi wybranemu z uporaniem się z trudami (mamy Mojżesza, Eliasza, Dawida, Salomona), to On dał Arkę Przymierza, która nieustannie przypominała wiernym o ich obowiązkach oraz wolnościach, itd. Jednak to człowiek jest zanadto ograniczony, bo nawet kiedy to sam Bóg posyła Siebie na ziemię w postaci Jezusa Chrystusa i w całym realizmie przemawia do rodzaju ludzkiego (a nie tylko przemawia, ale również słucha, konsumuje i odczuwa wszystko jak najnormalniejszy człowiek) - ten ponownie Go lekceważy. 

Bóg w końcu końców decyduje się na przemawianie przez tych maluczkich, przez tych najprostszych. Staje się bliski każdemu z nas. Kiedy Jezus wybiera apostołów nie dotyka mnie najbardziej proces samego wyboru - który sam w sobie powinien dać sygnał o tym, że "coś się dzieje". Dotyka mnie proces zmiany tych ludzi których Jezus wybrał. Popatrzmy na nich - chociażby na Piotra Apostoła. Był On najzwyklejszym rybakiem, mężczyzną pochodzącym z niskiego stanu - na pewno bez wykształcenia, z ograniczonymi możliwościami edukacyjnymi. Czy nie jest czymś surrealistycznym aby taki człowiek - w ogóle - mówił (i pisał) teksty i dokumenty, które pouczają nas do dnia dzisiejszego? Czy nie jest czymś surrealistycznym aby taki prosty człowiek był w stanie uczynić realną i podtrzymać w swych rękach instytucję, która nieprzerwanie trwa przez 2000 lat?

I w tym momencie odnieśmy się do współczesności. Posłużę się przykładem św. Faustyny - skończyła jedynie 4 klasy podstawówki i - tak samo jak Piotr Apostoł - nie grzeszyła naturalnymi czy wyuczonymi umiejętnościami pisarskimi. A jednak w swymi dzienniczku posługuje się słownictwem, którego niejeden doktor teologii mógłby pozazdrościć oraz obraca się wśród tematów, których najzwyklejsza zakonnica pochodząca z klasy chłopskiej nie byłaby w stanie poruszyć. Przemawia przez nią prawdziwy Bóg.

Dla mnie to jasny i klarowny znak. To argument poświadczający o tym, że istota wyższa, o której pisałem wcześniej to nie jest jakieś bóstwo hinduskie, islamskie czy jakiekolwiek inne - to Bóg katolicki, jedyny i prawdziwy. W żadnej religii Bóg nie jest tak bliski. Nie przemawia przez człowieka, czyniąc nawet z najprostszego proroka, nie komunikuje się z nim w sposób dla niego zrozumiały, nie usiłuje się z nim zjednoczyć. Jedynie w chrześcijaństwie istota wyższa jest namacalna i realna.

Dlaczego zatem jesteśmy obojętni w sprawach wiary? Może Bóg jest po prostu za bliski?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz