Bóg nie narzuca się nikomu. Lecz kiedy to ja ogłaszam światu narzucenie się Bogu (tj. przyjęcie przeze mnie Boga) to ten świat przez ten pryzmat na mnie patrzy i przez ten konkretny system mnie ocenia. Nie dziwię się zatem na widok niepozytywnych komentarzy na temat Kościoła w Polsce i na świecie. One istnieją i będą istnieć dopóki każde z nas (tj. katolików) nie zrozumie, że wiara to odpowiedzialność, za to co głosimy i jak to wcielamy konkretnie w nasze życie. To zwykła słowność wobec tego, czego wymagamy od siebie i innych.
Dojrzałość w tej kwestii to naturalna umiejętność wcielania słów w czyn i to nie tylko wtedy, gdy nagle przypominam sobie, że "kurcze, jestem katolikiem" i muszę w tej sytuacji jakoś zareagować, najlepiej "po Chrystusowemu". Mamy żyć z Chrystusem i Jego nauką non stop - w warzywniaku, szkole, pracy i przede wszystkim - w domu. I to wszystko ma być naturalne, odruchowe a nie na siłę, bo tak muszę.
Jeśli nie wymagam od siebie to wszystko co mówię do drugiego człowieka jest nic wartym zlepkiem przypadkowych słów, takim prostym, pustym nic nie wnoszącym i nic nie zmieniającym "pitu-pitu" a to co sobą prezentuję jest dla innych fałszem odpychającym, niestety nie tylko ode mnie, ale i systemu wartościowania tudzież postrzegania życia, jaki prezentuję.
"Bo On sam cię wyzwoli z sideł myśliwego i od zgubnego słowa."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz